Hotel Harmony Club

Kiedy: 01.2008, 01.2009
Gdzie: Czechy, Karkonosze, Szpindlerowy Młyn
Kategoria: 4 gwiazdki
WWW: Oficjalna strona hotelu
Położenie na mapie: google maps


Pokaż Hotel Harmony Club na większej mapie


Po letnim wyjeździe do Grecji, rozochociliśmy się i chcieliśmy więcej. Nie tylko latem, ale i zimą. Na narty namówili nas przyjaciele, którzy sami jeździli od wielu lat. Nie bez znaczenia było to, że w aktywny wypoczynek mogliśmy "wciągnąć" również dzieci. Mieliśmy nadzieję, że wszyscy połkniemy bakcyla narciarstwa i wreszcie zobaczymy co ludzie widzą w tym białym szaleństwie.
Ustaliliśmy, że pojedziemy samochodem, na tydzień (gdyby nam się jednak nie spodobało). Na pierwszy ogień poszła lokalizacja. Polska - z opowieści słyszeliśmy o problemach ze śniegiem, tłoku pod wyciągami i słabej infrastrukturze. Słowacja - tanio, ale infrastruktura jeszcze gorsza. Austria/Niemcy - infrastruktura super, ale za daleko i za drogo jak na wyjazd na tydzień, z chmarą dzieci. Pozostały nam Czechy. Po przewertowaniu kilkudziesięciu ofert wybraliśmy czterogwiazdkowy hotel w Szpindlerowym Młynie.

Zdecydowaliśmy się na ten hotel z kilku powodów. Po pierwsze leżał przy stoku (odpadał więc codzienny uciążliwy transport), oferował śniadania i kolacje w czterogwiazdkowej kategorii (nie musieliśmy się martwić gdzie nakarmić dzieci), leżał dość blisko od granicy (czas dojazdu), miał sporo tras zarówno dla nas początkujących, jak i dla bardziej doświadczonych narciarzy.

Wyjechaliśmy z Warszawy bardzo wczesnym ranem (tak aby w hotelu być na 14 - nie ma sensu być wcześniej bo check-in jest właśnie od 14). Droga była dość dobra (jak na polskie warunki). Pierwszy odcinek przejechaliśmy gierkówką do Katowic. Tu zatrzymaliśmy się w Hotelu Campanile na śniadanie. Hotel leży przy samej A4 (wjechać można również przez Statoil/Mc Donalds) więc nie trzeba nigdzie kluczyć żeby go znaleźć. Drugi odcinek (najlepszy) pokonaliśmy autostradą, z której zjechaliśmy dopiero pod Legnicą. Trzeci odcinek drogi przez Jawor, Jelenią Górę do Szklarskiej Poręby był najgorszy po polskiej stronie. Przez większą część nie było pobocza, droga była dziurawa, bardzo kiepskiej jakości. Ostatni kawałek z Harrachova, aż do samego Szpindlerowego Młyna jechaliśmy nie więcej niż 50 km/h. Droga była wąska, kręta i śliska. W końcu to Karkonosze. Całość drogi zabrała nam z postojem na śniadanie 8 godzin.

Nie mieliśmy problemów ze znalezieniem hotelu. Wszędzie są drogowskazy. Należy skręcić w lewo na wysokości wjazdu pod stację wyciągu na Hromovkę, a później jechać do góry aż się dojedzie do hotelu. Po załatwieniu formalności, dostaliśmy pokój rodzinny i mogliśmy się rozpakować.



Hotel Harmony Club był kilka lat temu odnowiony i choć z zewnątrz pamięta czasy Czechosłowacji, w środku wszystko jest na europejskim poziomie. Nie jest specjalnie duży (ok 100 pokoi)- co było dużą zaletą. Ma pięć pięter nad ziemią (z pokojami) i pięć pod ziemią (rekreacyjnych). Tak jak wcześniej pisałem, jest położony bezpośrednio przy stoku. Można wjechać na nartach praktycznie do hallu hotelowego. Pod hotelem jest wyciąg talerzowy, którym można dojechać do nartostrady i dalej do wyciągu krzesełkowego na Medvedin (prawie 1300 m. npm). Pod hotelem jest płatny parking. Goście to głównie Niemcy, Czesi i Polacy. Zarówno rodziny z dziećmi, osoby starsze, jak i grupki przyjaciół. Hotel ma dostęp do internetu po wifi lub przez tradycyjny kabel (płatność reguluje się przy wyjeździe). Dostępne są trzy czeskie sieci komórkowe (pomimo że do granicy w linii prostej jest niewiele ponad trzy kilometry, polscy operatorzy nie mają zasięgu).



Pokoje rodzinne mają ok 40-50m2 i są na tyle duże, że dzieci mogą w nich grać w chowanego. W pokoju rodzinnym jest oddzielnie łazienka z wanną i suszarką, wc, hall z sejfem, sypialnia z salonem oraz oddzielna sypialnia dla dzieci. Każdy pokój ma tv - brak polskich programów. Płaszcze kąpielowe można wypożyczyć na miejscu. Nasz pokój miał widok na stok pod hotelem. Widać było też jeden z oświetlonych stoków - Hromovkę.



Na pierwszym piętrze jest restauracja w której serwowane są śniadania (7:30 - 10:00) i kolacje (18:00 - 20:30). Przy śniadaniu wszystko jest wliczone w cenę, natomiast przy kolacji dodatkowo płatne są wszelkie napoje alkoholowe i bezalkoholowe.
Wyżywienie było (jak na tą klasę i wielkość hotelu) bardzo urozmaicone (na kolację można było zjeść poza tradycyjnymi daniami np. sushi, koreczki z krewetkami, sałatkę z ośmiornicy czy dania kuchni meksykańskiej). Wszystko było świeże i bardzo smaczne.
Przy recepcji znajduje się Lounge Bar gdzie można napić się kawy (bardzo dobra latte), wypić drinka (polecam drinka z Jägermeistrem) lub zjeść kawałek ciastka i poczytać gazetę.



Na drugim pietrze jest restauracja (płatna) w której do 22:00 można zjeść obiad lub kolację, a po 22 do 2:00 zamienia się ona w Night Club z muzyką (przynajmniej kilka razy w tygodniu) graną na żywo. Mimo, że mieliśmy pokój prawie bezpośrednio nad restauracją minimalnie było słychać muzykę. Ceną jak na tą klasę hotelu są adekwatne: piwo ok. 8zł, drink ok. 15zł. Barmani choć bywają dość powolni (szczególnie jak jest więcej gości) są uprzejmi i serwują m. in. bardzo dobre mojito.
Przed restauracją jest stół bilardowy (dodatkowo płatny - bile i kije są w recepcji).
Są piłkarzyki (1 gra bodajże dwie korony) i dwa automaty z grami.



Atrakcji obok i w samym hotelu jest tyle, że jadąc tam na narty, nie sposób ze wszystkich skorzystać. Wszystko jest dodatkowo płatne, ale ceny nie są wyśrubowane. Jest zarówno wynajem nart i sanek jak i przechowalnia sprzętu (za przechowalnię płaci się kaucję, która jest zwracana przy wyjeździe). Basen (całkiem spory) z whirpoolem, masaże, dwa tory do gry w kręgle, symulator golfa, sala kinowa. Raz w tygodniu w określonych godzinach jest bezpłatna opieka nad dziećmi. Można też wypożyczyć klucz do niewielkiej salki z zabawkami (gdy np dzieci mają dość śniegu i chcą posiedzieć wewnątrz). Na zewnątrz dostępny jest tor saneczkowy (metalowa rynna po której jeżdżą sanki) i niewielki plac zabaw dla dzieci. Jest też duży "małpi gaj" ale otwarty jest (chyba) tylko latem.

Do jakiś czas w lobby organizowane są wystawy ręcznie robionej biżuterii, zabawek itp (wystawiane rzeczy można oczywiście kupić).

Do centrum Szpindlerowego Młyna jest 5 min samochodem. Jest sporo knajpek, restauracji, sklepów ze sprzętem narciarskim, kilka sklepów spożywczych (ale wszędzie akceptują tylko gotówkę), bankomat i centrum informacji turystycznej (gdzie można się dowiedzieć o wszystkich atrakcjach i kupić ski passy). Samo "centrum" nie jest duże i potrzeba jednego popołudnia żeby wiedzieć co, gdzie jest. Vis-a-vis dolnej stacji wyciągu na Medvedin jest aquapark gdzie można poszaleć z dziećmi.

Pomimo wielu historii o tym, że Czesi nie przepadają za Polakami, muszę powiedzieć że w tym hotelu pracownicy byli mili i uczynni. Nie mieliśmy z tym żadnych problemów, ani na recepcji, ani w restauracjach, ani na stoku. Obsługa mówiła po czesku, niemiecku, trochę po polsku i angielsku. Generalnie Polacy nie mają problemów z dogadaniem się. Nie korzystaliśmy ani z lekarza ani, pralni czy opieki nad dziećmi, więc ciężko ocenić te usługi.



Hotel jest rewelacyjny dla rodzin dziećmi. Pod hotelem działa szkółka narciarska, do której można zapisać dzieci (dorośli mogą wynająć instruktora). Zajęcia trwają od 10 do 12, później jest przerwa na obiad i następnie od 14 do 16 (obiady można wykupić też w szkółce wtedy dziecko jest z instruktorami od 10 do 16). Instruktorami dzieci są Czesi, większość chyba nie przekroczyła 30 lat. Lepiej lub gorzej ale dogadują się z dziećmi łamanym polsko-czeskim. Generalnie nie ma z tym większych problemów, za to czasami bywa śmiesznie. Poza małymi wyjątkami są baaaardzo cierpliwi i mają świetne podejście do dzieci. Dzieci dzielone są na grupy wg zaawansowania. Zupełnie początkujące jeżdżą na oślej łącze, potrafiące same ustać na nartach ćwiczą jazdę na pizzę (pługiem :) na hotelowym stoku. A te które potrafią zrobić ładną pizzę, zabierane są na Medvedin na niebieską trasę. Nasze najstarsze dziecko (wtedy miało 6 lat), już drugiego dnia po południu znalazło się w grupie "zaawansowanej" jadącej na Medvedin. Nie muszę mówić, że przyprawiło nas to o palpitację serca (tym bardziej że sami jeszcze ledwo staliśmy na nartach, a zjazd z przyhotelowego stoku był dla nas wyczynem). Dziecko tymczasem po powrocie powiedziało "że to bułka z masłem" :)
Szkoła nazywa się SkolMax. Wszystkie informacje, ceny znajdziecie na ich oficjalnej stronie.



Skipassy można kupić w hotelu, pod hotelem przy dolnej stacji "talerzyka" i w informacji turystycznej w centrum. Karnet można kupić na wybrany dzień, stok lub na wszystkie trasy znajdujące się w okolicy. Zjazdy nocne na oświetlonych stokach są dodatkowo płatne (nie obejmują ich ski passy). Wszystkie informacje o warunkach panujących na trasach, cenach biletów, znajdziecie na stronie Skiareal Spindleruv Mlyn.

Jeśli chcesz zobaczyć jak wygląda w tej chwili Szpindlerowy Młyn i czy leży dużo śniegu, zajrzyj na webcam. Można tam też znaleźć adresy prywatnych kwater i hoteli w których są jeszcze wolne miejsca.



Wyjeżdżając do Szpindlerowego Młyna nie wiedzieliśmy, że jest tak popularny i "prestiżowy". Nie wiedzieliśmy, że to numer jeden jeśli chodzi o kurorty zimowe w Czechach. Z perspektywy trzykrotnego pobytu muszę powiedzieć, że warto tu przyjechać. Prestiżu jakoś nigdy tu nie widziałem (ale może trzeba tu byćc bez dzieci i bywać w innych miejscach niż my bywamy), za to zawsze jest śnieg. W tym roku (2009) leżał aż do połowy kwietnia i przyjeżdżając na Wielkanoc, można było jeszcze pojeździć na wszystkich trasach. Położenie Szpindlerowego Młyna (ze wszystkich stron w zasadzie jest otoczony górami) daje mu niepowtarzalną przewagę chociażby nad Szklarską Porębą w której za każdym razem kiedy wracaliśmy do domu, nie było już śniegu.



Podsumowując - jeśli jedziesz na narty to gwarantuję, że nie ma w okolicy lepiej położonego hotelu tej kategorii (zresztą, o ile wiem, hoteli pięciogwiazdkowych w Szpindlerowym Młynie nie ma) i będziesz bardzo zadowolona/y.
0 Responses

Prześlij komentarz